Nie zamierzam udawać, że jestem królową organizacji, perfekcyjną panią wszystkich godzin jakie oferuje doba, bo tak nie jest. Czasem lubię sobie przez 2 godziny poscrollować ładne zdjęcia ładnych wnętrz, a lista oglądanych przeze mnie dość regularnie programów przysporzyłaby o ból głowy niejedną goniącą za idealnym zużyciem każdej minuty dnia. Ale w całej tej bujance pomiędzy pracą, pracą-poza-pracą, pracą-do-przyszłej-pracy i scrollowaniem internetu regularnie udaje mi się znaleźć czas na czytanie. Nie pobijam swoimi wynikami blogerów książkowych, ale spokojnie mieszczę się w niewstydliwej nieśredniej krajowej. Od początku roku dla przyjemności przeczytałam około 25 książek, kilka wpadło w moje ręce z powodów zawodowo-rozwojowych, a kilka innych przeczytałam “za pieniądze”, czyli w roli recenzenta. I pewnie, nie jest to tempo, które pozwala dołączyć do wyzwania “przeczytam 52 książki w 2017 roku”, ale zdecydowanie nie ma się czego wstydzić, biorąc pod uwagę intensywny tryb życia.
To jak właściwie znaleźć czas na czytanie kiedy czasu nie ma?
Zaczniemy nie od odpowiedzi, ale od kilku słów wyjaśnienia.
Po pierwsze, jeśli nie lubisz czytać, nie powinieneś czytać. Serio, nic nie czyni z czytania czynności bardziej uświęconej niż, na przykład, oglądanie telewizji. To znaczy, niech będzie – czytanie Braci Karamazow jest bardziej rozwijające niż oglądanie Top Model. Ale przy Top Model zrobisz sobie paznokcie, wyprasujesz co jest do wyprasowania albo podziergasz szaliczek. W praktyce jednak wielu ludzi wychwala czytanie jako rozrywkę wyższą, niezależnie od czytanej lektury. Figa z makiem, nikt nie każe nikomu czytać. Zwłaszcza Dziewczyny z Pociągu (wybaczcie, ale jestem na to-to zła, bo za wcześnie pozwolili się domyślić).
Po drugie, kojarzysz pewnie internetowe fotki z dziewczynami w wielkich swetrach, wielkich skarpetach, wielkim kubkiem gorącej czekolady z (wielkimi, a jakże) piankami, no i z książką. W mojej zmanipulowanej Pinterestem głowie właśnie takie obrazy kojarzą z czytaniem. Tymczasem bzdura, takie czytanie przez pół dnia zdarza się mi może 3 razy w roku, a gdybym miała dzieci albo jeszcze pół kilo obowiązków, być może nie zdarzałoby się wcale. I nie ma w tym nic ani dziwnego, ani złego. Przyzwyczajenie się, że czytanie to musi być wielki rytuał, do którego nie ma co się zabierać bez wolnego popołudnia i deszczu bębniącego o dach, jest po prostu szkodliwe. Ten wpis to gloryfikacja czytania incydentalnego, bo gdyby nie czytanie incydentalne, to na mojej tegorocznej liście przeczytanych książek byłoby te kilka, które przeczytałam na urlopie (tak, z deszczem bębniącym o dach) i te, do których przeczytania zobowiązałam się podpisem na umowie.
Po trzecie to nie jest wpis sponsorowany, wszystkie opinie i rekomendacje są moje.
Znajdź czas
Bez tego się nie uda, nawet jeśli wydaje Ci się, że czasu nie masz – kiedyś czytać musisz. Dobrze sprawdza się tutaj wyznaczenie sobie bloku czasu, który przeznaczysz na czytanie. Niektórzy czytają rano, ja zdecydowanie wolę zasadę 20 minut przed snem, która też wpisuje się w dobry zwyczaj bycia offline (w moim przypadku nie do końca offline, ale o tym za chwilę). Wyrobienie sobie nawyku czytania o określonej porze, pozwoli Ci łatwiej uporządkować dzień i dostosować się do czasu na lekturę. Nie warto się poddawać jeśli nie udaje się zorganizować takiego bloku czasowego codziennie. Może lepiej podpasuje Ci wygospodarowanie dłuższego czasu, ale na przykład, dwa razy w tygodniu?
Czytaj przy okazji
No właśnie, czytanie incydentalne to coś co zdecydowanie ratuje moje czytelnicze statystyki. Czytam w kolejce, w tramwaju, w wannie czy nawet przy gotowaniu. W zeszłym tygodniu, przy smażeniu placków z cukinii przeczytałam jakieś 60 stron nowej książki Mroza. Ubolewam tylko nad tym, że choroba lokomocyjna nie pozwala mi na czytanie w samochodzie – ale tym z was, którzy mogą czytać w każdej pozycji, zdecydowanie polecam. Czytanie przy okazji to dobra metoda dla tych, którzy obawiają się “tracenia czasu” – w ten sposób robisz kilka rzeczy na raz! To też chyba jedyne wyjście dla zajętych ludzi, którzy czytają super wciągającą książkę i nie chcą jej odkładać.
Zmuś się
Jeśli jesteś uczniem lub studentem, to prawdopodobnie musisz czytać książki-lektury (również te kiepskie, bywa i tak). Normalnie jestem fanką unikania rzeczy, których nie lubimy, ale lektury stanowią tu pewien wyjątek. I niech będzie, czytanie Granicy będąc na biol-chemie jest niekoniecznie wartościowe i można próbować robić negocjacje z nauczycielem. Ale czytanie streszczeń jest fatalne. A już zupełnie najgorzej jak streszczenia czytają ludzie, którzy naprawdę powinni przez lektury przebrnąć choćby i po to, żeby z czystym sercem je do końca życia hejtować (patrzę na was humany i na was filolodzy). Porada od Ani, która kilka streszczeń w życiu przeczytała: zmuś się i czytaj. Jak zmuszałam się ja? Uruchamiałam wersję “na komputer” (hej, tylko legalnie!) i automatycznie przewijałam w dół. W ten sposób oczy musiały podążać za książką, a strony migały szybko. Nie zapomnę sesji czytania w ten sposób Idioty (2009 rok), którego sześćset ileś stron pękło w jedną noc.
Dobierz medium
Jeśli jesteś w stanie czytać (i wąchać) tylko książki papierowe, to… fajnie. Problem polega na tym, że tradycyjne książki są często ciężkie. I duże. I droższe niż ich nowoczesne odpowiedniki. Zdecydowanie są takie lektury, które trzeba czytać na papierze, tak pięknie są wydane. Ale i tak warto wypróbować inne sposoby na czytanie książek: ebooki czy audiobooki. Sama czytam na czytniku jakieś 90% książek. Audiobooki są nie dla mnie, ale tylko dlatego, że w samochodzie czy na spacerze wolę słuchać krótsze formy: podcasty. Sama idea słuchania treści jest czymś naprawdę bardzo wygodnym. Dzisiaj przeczytałam nawet o kobiecie, która biegła poznański maraton słuchając kryminału Camilli Läckberg 🙂 Zarówno ebook jak i audiobook pomoże wam znaleźć czas na czytanie w sytuacjach, które często dla tradycyjnych książek są po prostu niewygodne lub niebezpieczne, a nie ma nic fajniejszego niż branie kilkunastu książek na czytniku do małej torebki.
Zapewnij sobie… książki
Wiecie co jest najgorsze w czytaniu książek? Kończenie książek. Zamykasz okładkę i żeby móc otworzyć nową musisz na ogół wybrać się do sklepu lub do biblioteki. Udało mi się ten problem zniwelować dzięki temu, że zakupiłam sobie abonament (w Legimi), a co za tym idzie, po zakończonej książce od razu otwieram nową, a przy okazji sporo oszczędzam na nowych książkach (zwłaszcza tych, które chcę przeczytać, a niekoniecznie potem magazynować na półce). Tym, którzy akceptują ebooki, zdecydowanie rekomenduję takie rozwiązanie (tylko sprawdźcie czy dany abonament oferuje wydawnictwa, które czytacie!).
Dołącz do klubu
Albo załóż klub. Zauważyłam ostatnio, że bardzo często na spotkaniach towarzyskich rozmawiamy o tych samych książkach (Małe Życie królowało jeszcze niedawno). Dlaczego więc nie umówić się z koleżankami na przeczytanie jakiejś książki i na wspólną o niej dyskusję. Oczywiście sam pomysł nie jest nowy i funkcjonuje od lat, zwłaszcza za granicą, ale jest trochę przyprószony kurzem. Czas go pewnie odkurzyć, wybrać dobrą lekturę i połączyć towarzyskie spotkanie z tym, że kolejna książka “odhaczona”. Poziom motywacji do znalezienia na czytanie czasu: +10.
Nie spinaj się
To chyba najważniejsza porada dotycząca czytania. I znowu zilustruję ją przykładem z własnego życia. Jak już wiecie, w okolicach szkoły podstawowej pochłaniałam ogromne ilości książek. Bardzo długo trzymałam się zasady, że książka, choćby najnudniejsza, musi być przeczytana od początku do końca. Złamała mnie dopiero Astrid Lindgren i jej “My na wyspie Saltkrakan”. Jak ja się męczyłam, jak bardzo dręczyły mnie wyrzuty sumienia! Ale w końcu podreptałam na pierwsze piętro szkoły, do mojej ukochanej biblioteki i z palącym poczuciem wstydu oddałam nieprzeczytaną książkę. Później już było łatwiej, a do grona nigdy niedokończonych należą u mnie takie giganty jak Amerykańscy bogowie czy Gra o tron. Nie podoba Ci się? Nie czytaj, masz to robić dla przyjemności. Jeśli nie podoba Ci się, a mimo to musisz przeczytać, to wróć do poprzedniego akapitu, w którym opisuję moją metodę na przebrnięcie przez najgorsze lektury.
Nie spinaj się również jeśli chodzi o porady: “czytaj jedną książkę na raz”, “czytaj wiele książek na raz”, a nawet jeśli chodzi o wskazówki, które podrzuciłam powyżej. Ale wypróbuj – koniecznie wypróbuj, a potem używaj tego, co sprawdza się dla Ciebie najlepiej: takie to proste.
W zeszłym roku wzięłam udział w wyzwaniu „52 książki w rok” i się udało, choć byłam pełna obaw. Prawie nigdy nie jest tak, że rozsiadam się wygodnie w fotelu pod kocykiem i czytam. Najczęściej jest to u mnie czytanie przy okazji – w samochodzie, w czasie zajęć dziecka na basenie, w autobusie, w kolejce do lekarza itp. Często przed snem, ale to zazwyczaj tylko kilka minut. Najwięcej na urlopie, ale pod warunkiem, że spędzam go gdzieś stacjonarnie 😉 Po prostu wykorzystuję każdą okazję, a bardzo przy tym pomocny jest czytnik e-booków, bo jego można mieć zawsze przy sobie. Zdarzały się audiobooki, ale nie przepadam za tą formą.
Myślę, że najlepszą metodą na znalezienie czasu na książkę jest po prostu dobra książka. Taka, od której nie możemy się oderwać. Wtedy czytamy w każdym możliwym wolnym momencie i nie ma, że oczy bolą czy czas spać 😉
Czytam właściwie codziennie przed snem. Jest to mój rytuał. Inaczej nie mogę zasnąć. 🙂 Książki na ogół wypożyczam z biblioteki miejskiej lub wymieniam się ze znajomymi. Za to nie oglądam telewizji i bardzo mi z tym dobrze. 🙂
Ja czytam gdzie popadnie. Dużo łatwiej czyta mi się poza domem. W domu zawsze jest mnóstwo czynności do wykonania. Czytam zarówno na czytniku jak i standardowe książki:)
Ja jednak zdecydowanie wolę książę w tradycyjnej, papierowej formie. Muszę ją poczuć, wtedy jest mi z nią najlepiej. Najczęściej czytam przed snem i właśnie w wolnych chwilach robiąc z tego swoisty rytuał, który mnie wspaniale odpręża. Nie lubię czytać w biegu.
Ja akurat należę do tych osób, które mają dużo na głowie (etat, blog, grupa, dom, dziecko). Na szczęście zajmuję się produktywnością, więc nie mam problemu z czasem na czytanie(-_^)
Myślę, że warto jeszcze wspomnieć o tym, że lekturę niektórych książek odbieramy jako działanie w sferze prywatnej (najczęściej beletrystyka), a lekturę innych- jako działanie w sferze zawodowej (najczęściej książki specjalistyczne, dla ucznia może to być lektura).
Jeśli w każdej wolnej chwili człowiek sięga po ten drugi rodzaj książek to może zaburzyć równowagę między sferą zawodową i prywatną (work-life balance), ponieważ jego umysł tę lekturę będzie odbierał jako pracę. Może to doprowadzić do przeciążenia i umysłowego wyczerpania.
Czasami jest ciężko znaleźć czas, z racji pierwszeństwa obowiązków oraz pracy, a potem, to zazwyczaj już nie ma się siły 😉 Kocham czytać i książki, dlatego z wielką tęsknotą wspominam chwilę, kiedy mogłam swobodnie odprężyć się z książką na kolanach. Teraz pozostaje mi tylko wolna chwila w pociągu, gdy wyruszam w podróże i wtedy staram się nadrabiać zaległości. Pozdrawiam
Zauważyłam że mocno spadła ilość czytanych przeze mnie książek gdy skończyłam korzystać z komunikacji miejskiej i przesiadłam sie na samochód. Także teraz szukam chwil wieczorami aby odrobinę „liznąć” książkę. Ostatnią przeczytałam w 4 wieczory zaraz przed świętami więc wynik nie jest zły 🙂
Świetny artykuł dziękuje 🙂 ja właśnie czytam Ofiarę – Oates, bardzo mnie wciągnęła… z dzieckiem nie taka prosta sprawa żeby znaleźć czas wiem to po sobie ale jak mnie coś wciągnie to wystarczą 2/3 wieczory kiedy już wszyscy śpią 😉
nie oglądam tv i zamiast na koniec dnia oglądać jakiś serial sięgam po książkę 😀
Mnie czasem udaje się wykroić kilka godzin na fajną książkę w natłoku zajęć, ale to musi być faktycznie dobra lektura 🙂 Pozdrawiam
Przez studiowanie polonistyki totalnie nie miałam czasu na czytanie tego, co lubię. Muszę wrócić do starych, dobrych nawyków. 🙂
Warto na nowo wkręcić się w czytanie. Kiedyś czytałam bardzo dużo… Ostatnio w zasadzie tylko od święta. I ubolewam nad tym, ale ciągle mam wrażenie, że nie ma … Muszę spróbować porannego czytania 😉
Kiedy nie miałam czasu, aby poświęcić się pasji czytania, zawsze starałam się tuż przed snem przeczytać choć kilkanaście stron, czasem nawet udawało się więcej, regularność tych króciutkich spotkań z książką już dawała wymierne efekty, poczucie łączności z literaturą. 🙂
Polecam wyjechać z kraju na parę miesięcy – nie ma się żadnych domowych obowiązków, dużo podróżuje się pociągami i autobusami. Leży się na plaży, słońce zachodzi koło 18-19 więc ma się mnóstwo czasu na czytanie. W Azji przeczytałam więcej książek w pół roku niż w Polsce w rok 😀
Też mam zmanipulowaną pinterestem głowę ? Przy dzieciach w ogóle cieżko znaleźć czas, ale fakt – jeśli się chce, to można. Fajny post!
Skorzystam. 🙂 Ostatnio moje statystyki czytelnicze leżą i płaczą. Głównie przez to, że nie znoszę czytać na raty, więc muszę zagospodarować sporo czasu, żeby wciągnąć książkę maksymalnie w trzech podejściach. 🙂 Muszę się chyba jednak przełamać i zacząć czytać właśnie „przy okazji”.
Zakup e-czytnika zdecydowanie podniósł moje statystyki czytelnicze 🙂 Można go wszędzie zabrać i jednocześnie mieć przy sobie wiele książek 🙂 Też czytam incydentalnie. Aniu, świetny artykuł!
A ja czytam po nocach w łazience…jedyne miejsce, gdzie śpiącym domowinkom nie przeszkadza zapalone światło. Jetem wtedy bardzo szczęśliwa, bo nikt wreszcie do mnie nic nie mówi ( przy trójce dzieci to niezwykle rzadki stan…), choć następnego dnia w pracy już nie jest tak pięknie:-) Bez czytania nie wyobrażam sobie życia. Ale może tak mają tylko jedynacy?
Nałogowo czytam kryminały i teraz mam zespól odstawienny, bo taczka książek zawodowych na mnie czeka… Też lubię poranne czytanie – w tramwaju. Jadę 20 minut, więc zawsze rozdzialik albo dwa…. 🙂 Pozdrawiam wszystkim, którym się chce! Tyle jestprzecież rozpraszaczy……
Z dziećmi też się da! Po pierwsze – czytamy duuużo literatury dziecięcej (nic tak nie kształtuje dobrych nawyków jak WSPÓLNE działanie). Jest mnóstwo książek dla najmłodszych, które spodobają się rodzicom. Nie musimy się katować ,,tradycyjną” literaturą dziecięcą, nie nudźmy się przy czytaniu z pociechą! A po drugie – odpoczynek z książką, nawet przy maluchach jest możliwy, a nawet konieczny. Niech brzdące widzą, jak się czyta:) Wierzę, że za jakiś czas przysiądą się ze swoją lekturą (a właściwie to wiem, że tak będzie, przeprowadziłam już próbę u siebie w domu:).
Czytanie rano jest super, 20 minut tylko i wyłącznie dla siebie robi robote i zapowiada dobry dzien. Choć początki były ciężkie aby wygospodarować ten czas, to teraz nie wyobrażam sobie poranka bez chwili czytania, magiczna moc nastrajania dnia, polecam!:)