Należę do tej grupy kobiet, które wychowały się na historii Ani Shirley. Ania z Zielonego Wzgórza, Ania z Avonlea, Ania na Uniwersytecie a potem kolejne losy bohaterki towarzyszyły mi przez wiele lat. Kiedy urodziła się moja córka, trochę na cześć mojej Mamy, trochę bohaterki książek Lucy M. Montgomery otrzymała imię… Ania. Niestety w wyścigu poleceń dziecięcej literatury przegrałam z rekomendacjami mojego męża i mała Ania w pierwszej kolejności przeczytała wszystkie tomy opowieści A. Szklarskiego o dzielnym Tomku. Dopiero wtedy sięgnęła po książki o dziewczynce z Wyspy Księcia Edwarda.
Po latach próbowałyśmy obie wrócić do tej literatury, ale mimo różnych perspektyw, uznałyśmy, że książka trochę się “zestarzała”.
Niespodziewanie, 2 tygodnie temu, Ania zaproponowała mi wspólny seans pierwszego sezonu kanadyjskiego serialu “Anne, with an E” (Ania, nie Anna) na Netflixie. No i wymiękłam, serial mnie zachwycił. Dlaczego? O tym jest ten post. Zatem 4 powody dla których warto obejrzeć nową adaptację “Ani z Zielonego Wzgórza”:
Scenariusz
Historia opowiedziana jest w sposób dwuwarstwowy, stanowiąc kompromis pomiędzy zapisami w książce a oczekiwaniami współczesnego widza.
Jest senna, dziewiętnastowieczna kanadyjska prowincja, z precyzyjnie odtworzonymi realiami, podkreślonymi szaro-brązowymi barwami obrazów. A w tym tle dzieje się dużo i to rzeczy dość ważnych nawet dla aktualnego odbiorcy. Akcja jest wartka, czasami nas wzrusza, innym razem śmiejemy się w głos.
Atutem filmu jest wybranie książkowych wątków dotyczących bohaterów reprezentujących różne pokolenia. Czyni to film uniwersalnym i familijnym. Scenarzystką nowej wersji przygód Ani jest Moira Walley-Beckett, która tworzyła wcześniej scenariusz do “Breaking Bad”, zatem na pewno nie będziecie rozczarowani.
Zdjęcia
Serial ogląda się z wielką przyjemnością również ze względu na jego stronę wizualną. Zdjęcia są perfekcyjne. Czuje się nowoczesne prowadzenie kamery, obraz wyraźnie do nas przemawia, a samodzielne odkrywanie treści daje widzowi dużo satysfakcji.
Najkrótsza recenzja, z mojej polskofilmowej perspektywy brzmiała: “skrzyżowanie Papuszy z Idą”.
Aktorzy
Odtwórczyni tytułowej roli, Amybeth McNulty, podobno pokonała w castingu 2000 innych kandydatek do wcielenia się w rudowłosą bohaterkę. Ale jest naprawdę urocza i aktorsko znakomita. Z innymi aktorami możecie mieć początkowo problem, w zależności jak bardzo utrwaliły się Wam książkowe wyobrażenia z dzieciństwa. Ale zapewniam, już w drugim odcinku będziecie absolutnie kupieni, a ja po obejrzeniu całej serii, dałabym głowę, że Małgorzata Linde nigdy nie wyglądała inaczej niż Corrine Koslo.
Powroty
No i najważniejszy argument. Jest to jeden z moich najbardziej udanych powrotów do literatury z dawnych lat, tym bardziej, że zrealizowany międzypokoleniowo, bo razem z córką.
A powroty w świat dzieciństwa są trudne, bo rozczarowujące i wcale nie tylko dlatego, że świat z wysokości metra dziesięć wygląda inaczej, ale również dlatego, że ten świat bardzo się zmienił. Pamiętacie ekscytację, gdy kolejny tom przygód Ani nieśliśmy do domu i nie mogliśmy się doczekać, kiedy zamkniemy drzwi do naszego pokoju i zanurzymy się w dalszych losach Ani, Diany i Gilberta?
Czułam to samo, czekając na następny odcinek serialu, a samo oglądanie było niczym smakowanie lodów z budki na rogu. Tej, co była tam 40 lat temu. Po prostu niezwykle smakowite. I po seansie, tak jak po tych lodach, człowiek czuł się lepszy.
Niedawno ogłoszono, że powstanie nowy sezon serialu „Ania, nie Anna”, zatem spieszcie się, by obejrzeć 7 odcinków serii pierwszej. Nie pożałujecie.
Wychowałam się na „Ani z Zielonego Wzgórza”, a potem wielokrotnie wracałam do całej serii. Serialu jeszcze nie widziałam, ale słyszałam o nim wiele dobrego. Moja przyjaciółka, namawiając mnie na oglądanie, użyła, chyba podobnych do Twoich Danusiu, argumentów. Tak naprawdę to do tego serialu nie trzeba mnie zachęcać. Ja po prostu czekam do lipca, kiedy na tydzień zostanę sama w domu i będę mogła spokojnie wrócić do dzieciństwa i młodości.
Ps. Trafiłam na Twój blog dzięki gościnnemu wpisowi dla Kasi z Worqshop i wpadałam po uszy. Te mapy myśli i notatki graficzne to istne cuda!!!
Pozdrawiam serdecznie 🙂
My też czekamy na kolejny sezon „Ani…” A co do notatek graficznych, to ja też wpadłam po uszy – ciągle coś rysuję, w pracy, w domu, na szkoleniu. I najlepsze, że odpoczywam rysując i coś konkretnego powstaje 🙂 Pozdrawiam serdecznie i biegnę do domu pod niebem 🙂
Fajny serial, szkoda że już obejrzałem wszystko,super rola rudej Ani, jako facet bardzo mnie wciągnęło.,polecam
Anię czytałam już jako dorosła kobieta… mężatlka i mama 🙂 Pochłonęłam wszystkie tomy z entuzjazmem, ciekawością i ogromną przyjemnością.
Z chęcią obejrzę film po tak świetnej recenzji.
Dziękuję Danusiu 🙂