Gdzie na Erasmusa? Paryż, Ljubljana, a może Hradec Králové?

hector-martinez-94875

Gdzie na Erasmusa? Paryż, Ljubljana, a może Hradec Králové?

Gdzie można błyszczeć swoim angielskim? W którym mieście najlepiej degustować kuchnię i popijać tequilę w Companeros? Ile euro musimy mieć by przeżyć, a ile by się dobrze bawić i do tego jeszcze latać turystycznie na Sycylię! Dzisiaj spróbujemy pomóc w odpowiedzi na pytanie: gdzie na Erasmusa?

Kilkanaście tysięcy polskich studentów wyjeżdża rocznie za granicę w ramach programu Erasmus. Podstawowym pytaniem każdego z nich jest „dokąd pojechać?”.  A decyzja wcale nie jest prosta – pod uwagę można przecież brać poziom akademicki, ofertę życia studenckiego czy atrakcje jakie oferuje dane miasto.  Informacje z pierwszej ręki są w tej sytuacji bezcenne. O nie zapytałam dziś na blogu trzy stypendystki programu: Paulinę, Agnieszkę i Anię.

Gdzie na Erasmusa? Ljubljana, Słowenia

Opowiada Paulina Piątek, obecnie PR Manager w dużej firmie kosmetycznej:

Rok – 2011 (minęło już 6 lat?!)

Kraj – Słowenia – niesłusznie i dość często mylona wówczas przez moich znajomych ze Słowacją.

Uczelnia – University of Ljubljana.

Kierunek – Faculty of social sciences, w tym m.in. political sciences, media studies, cultural studies, defense studies.

ljubljana

Sposób organizacji studiów

Na największym uniwersytecie w Ljubljanie podobnie jak w PL mamy podział na wydziały, w ramach których można zapisywać się na wybrane zajęcia tematyczne. Jako studenci Erasmusa mieliśmy dość dużą dowolność jeśli chodzi o wybór przedmiotów – sami wybieraliśmy te, które były prowadzone  w j. angielskim (takich zajęć jest w Słowenii bardzo dużo, co ma pozytywny wpływ na znajomość języka wśród młodych Słoweńców, chętnie uczęszczających na kursy w języku obcym) i które pozwalały nam zaliczyć rok w zakresie zbliżonym do programu uczelni w Polsce.

Indywidualne tworzenie planu zajęć pozwoliło mi nie tylko poszerzać wiedzę z obszarów tematycznych, które faktycznie były dla mnie interesujące, ale i pozwoliło poznać wielu innych studentów (nie mając sztywnego planu zdarzało się, że każdy przedmiot zaliczaliśmy w innym składzie). Bardzo podobało mi się podejście wykładowców do studentów, których traktowali jako partnerów do dyskusji, wiedzących o współczesnym świecie wystarczająco wiele by wyrokować o jego losach. Inspirujące i jednocześnie integrujące były przedmioty zaliczane w formie prac/projektów semestralnych, przygotowywanych w grupie. Pamiętam, jak jeden z wykładowców od reklamy i marketingu zlecił nam przygotowanie kompleksowej kampanii. Zadanie było grupowe, przy czym profesor zastrzegł, że w każdej z grup może był tylko jeden Słoweniec, ale i po jednym przedstawicielu innej narodowości, co sprzyjało maksymalnej integracji pomiędzy ludźmi. A nacji było całe mnóstwo! To mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, bo wśród znajomych na uczelni miałam Kanadyjczyka, Islandczyków, Koreankę, Peruwiankę, czy Skandynawów.

Warunki socjalne

Roẑna Dolina to był kampus studencki z prawdziwego zdarzenia! Jako osoba, która w Polsce nigdy nie mieszkała w akademiku byłam oczarowana klimatem tego miejsca. To cała studencka dzielnica w Ljubljanie. Otoczona knajpkami, z całą infrastrukturą sportową i w bezpośrednim sąsiedztwie największego w stolicy parku Tivoli. Tutaj zawsze pachniało grillem, winem i słychać było muzykę na żywo.

Poprzez organizację studencką i uniwersytet w Ljubljanie, bez większych problemów udało mi się załatwić zakwaterowanie w jednym z 14 domów studenckich. Na każdym piętrze znajdowała się łazienka i kuchnia. Pokój dzieliłam ze Słowenką, która w każdy poniedziałek, po weekendzie spędzonym w domu przywoziła lokalne specjały. Należy podkreślić, że Słoweńcy są niezwykle otwarci, przyjaźni i pomocni. Wielu z nich na stałe wpisało się w naszą erasmusową paczkę i chętnie spędzało z nami czas.

Dla wszystkich obcokrajowców kluczowe było wsparcie niezwykle prężnie działającej organizacji studenckiej, która wspierała nas we wszelkich sprawach urzędowych (wyrobienie dowodu osobistego, niezbędnego do zameldowania itp.), ale i organizowała czas wolny – ileż to wspólnych imprez i wyjazdów się zaliczyło! Byli biurem podróży, terapeutą i opieką społeczną w jednym!

Życie studenckie

Zabierało zdecydowanie więcej czasu niż nauka, choć należy podkreślić, że w trakcie sesji zamykałam się w akademikowym pokoju ciszy na kilka dni, żeby z powodzeniem zaliczyć egzaminy (tych trochę było) i móc powrócić do celebracji – tym razem sukcesów naukowych.

W stolicy nie brakuje klubów – zarówno alternatywnych, w których rozbrzmiewała bałkańska muzyka klubowa, jak i tych z dj’ami z najwyższej, europejskiej półki. Wieczory każdego Erasmusa przebiegały według znanego schematu – imprezy nam dedykowane odbywały się codziennie, z tym że w różnych miejscach. Nie pamiętam szczegółowego planu, ale w czwartki piliśmy tequile w Companeros, a piątki świętowaliśmy w Metelkovej, soboty chyba najczęściej spędzaliśmy w k4. Jeden punkt był stały każdego dnia – przed wyjściem na miasto meldowaliśmy się na wspólnej kolacji w dormitorium u Portugalczyków.

24463342_10210427560556955_108925273_o

Stypendium a potrzeby

Nie pamiętam już dokładnej kwoty, ale stypendium z pewnością wystarczyło na opłacenie akademika i jeszcze trochę zostało – ile to trochę? Wystarczyło od czasu do czasu na bilety tanich linii lotniczych – np. na Sycylię, ale i na wypad w większym gronie na Bałkany. Może i nocowaliśmy w tanich hostelach, ale co zobaczyliśmy i przeżyliśmy – to nasze.

Walutą Słowenii jest euro, w związku z czym oczywiście dla nas Polaków było tam drogo. Jednak potrzeby studenta za granicą nie są wygórowane, a wspólne kolacje i śniadania gotowane dla większego grona znajomych, pozwoliły optymalizować wydatki.

To, z czym nie spotkałam się w innych krajach i co było absolutnie wspaniałe dla nas – cudzoziemców, to kupony żywieniowe.  Polska powinna się tego absolutnie od Słowenii nauczyć! Na początku każdego m-ca każdy student otrzymywał specjalne doładowanie na swój telefon komórkowy – 24 kuponów zniżkowych, które obowiązywały niemalże we wszystkich restauracjach w Ljubljanie. Tym samym dania, które w menu kosztowały ok. 30 euro, kupowaliśmy za ok. 10. Nigdy nie chodziliśmy głodni, degustowaliśmy kuchni w najbardziej znanych miejscach i tylko waga po powrocie do Polski się nie zgadzała (przepyszne słoweńskie, regionalne wino również nie sprzyjało jej utrzymaniu…)

Zalety i wady studiowania w Ljubljanie

Słowenia to kraj, o którym niewiele się mówi w Polsce, a to przepiękny kraj z ciepłymi i serdecznymi mieszkańcami. Doskonały kierunek – mamy i góry z jaskiniami i przepiękne wybrzeże nad Adriatykiem.

To również świetna baza wypadowa – stąd o krok do Chorwacji, Włoch (przejechaliśmy sporą część autostopem!), na Bałkany czy do Węgier.

Nauczanie jest na wysokim poziomie, na uniwersytecie wykłada wielu znanych profesorów (słyszeliście o Żizku? Tak on właśnie wykłada na wydziale nauk społecznych).

Życie studenckie jest bujne i jednocześnie świetnie organizowane przez tamtejszą organizację studencką, która jest odpowiedzialna za wyjazdy integracyjne, wieczory tematyczne i wspólne wypady w nieznane.

Jak się okazuje na miejscu, Słowenia jest interesującym kierunkiem dla ludzi z całego świata, w związku z czym studentów zagranicznych jest czasem porównywalnie dużo do tych miejscowych. Kolorowa mieszanka wybuchowa wyjątkowych ludzi z różnych krajów sprawia, że będąc w Ljubljanie dowiadujemy się niesłychanych rzeczy o innych regionach świata.

Macie jeszcze wątpliwości, czy warto? – po 6 latach razem z tymi wszystkimi ludźmi, z którymi do dziś utrzymuję kontakt, mówię Wam – WARTO!

Gdzie na Erasmusa? Hradec Králové, Czechy

O swoich doświadczeniach opowiada Agnieszka Jakubowska-Niemier, Consultant PR:

Rok –  2012

Kraj – Republika Czeska

Uczelnia – Univerzity Hradec Králové (University of Hradec Kralove)

Kierunek – Philosophical Faculty, Department of Political Science

Na Erasmusie byłam na II semestrze V roku (magisterka). To powinno brzmieć jak samobójstwo… Ale o tym innym razem. Przeżyłam. Nie żałuję! Polecam każdemu!

hradec

Sposób organizacji studiów

Sposób organizacji studiów moim zdaniem był dosyć podobny jak na mojej macierzystej uczelni (UAM, Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa). Mieliśmy bardzo sprawną opiekunkę studentów zagranicznych, która służyła pomocą, odpowiadała na wszystkie zapytania mailowe oraz była chętna i otwarta na spotkania indywidulane, nawet bez wcześniejszej zapowiedzi. Na uczelni istniało coś takiego jak „Buddy System”   (FB).

Każdy nowy Erasmusowiec dostawał swojego „opiekuna”, który wprowadzał go w nową uczelnię – dosłownie. Mój buddy był ze mną przy zakwaterowaniu, odebrał ze mną klucze do pokoju, wyrabiał legitymację i kartę transportu miejskiego. Najczęściej do sytemu zgłaszały się osoby, które wcześniej były na Erasmusie. Członkowie z systemu organizowali wycieczki wyjazdowe, krajoznawcze, bowling czy spotkania. Co tydzień osoby z innego kraju przygotowywały prezentację na temat swojego państwa. Na koniec zawsze był poczęstunek albo nauka tańca czy popularnej piosenki. My miałyśmy wódkę i pyry z gzikiem z ogórkami kwaszonymi ? Co było bardzo fajne, w kwietniu został zorganizowany Survival Weekend (to coroczna tradycja) dla Erasmusowców ze wszystkich czeskich uczelni. Dzięki temu studenci mogli poznać swoich pobratymców. Motywem przewodnim była starożytna Grecja, to z nim wiązały się konkurencje, zawody czy przebierana impreza.

Miło zaskoczył mnie poziom nauczania oraz języka. Zajęcia były bardzo interesujące, szczególnie te dotyczące systemów politycznych i transformacji. Na nich okazywało się jak bardzo historia, sytuacja polityczna czy stan gospodarki są zbieżne z naszym lub jak bardzo się różnią. Mogłyśmy na nich opowiadać naszą perspektywę i naszych rodziców. Na tych zajęciach było zawsze pole do dyskusji: na pytania, wątpliwości i dygresje.

Przez to, że UHK to mała uczelnia, grupy studenckie nie były liczne. Miałam same ćwiczenia, a to, że mój kierunek był najmniej popularny wśród Erasmusów (większość studiowała informatykę, marketing albo kierunki edukacyjno-pedagogiczne), oznaczało, że miałam zajęcia ze studentami czeskimi. Chodziłam na nie z jedną koleżanką z Polski. Na jednych zajęciach byłyśmy tylko we 2 (sic)!, miałyśmy je z zastępcą dziekana. I tutaj jakże wielkie było moje zaskoczenie, po latach wysłuchiwania od znajomych, że ich zajęcia były lekkie, że można było chodzić nieprzygotowanym, a kadra wymagała projektu czy eseju na zaliczenie. Przez to, że byłyśmy jedynymi Erasmusowcami na naszych zajęciach, a  czasami jedynymi studentkami, musiałyśmy być przygotowane na każde zajęcia! Profesorowie odpytywali, zadawali zadania domowe, a na System Polityczny Europy Centralnej musiałam pisać co tydzień esej! W tygodniu zatem raczej nie imprezowałam, bo obecność oczywiście też sprawdzali!

Po powrocie miałam dużo do nadrobienia, gdyż program dość znacząco się różnił, tym bardziej, że byłam już na ostatnim roku, i musiałam zdawać różnice programowe szczególnie te ze specjalizacji.

Warunki socjalne

Otrzymałam od razu, kiedy dowiedziałam się, że zostałam przyjęta, możliwość zakwaterowania w akademiku. Nie pamiętam dokładnie ile wynosił koszt, ale chyba ok 350-400 zł. Akademik wyglądał jak blok na Franowie – miał 15 klatek i 9 pięter (?). Warunki były dobre, w tym sensie, że było czysto i ciepło. Ściany były białe, i w miarę odświeżone. Wyposażenie było skromne – każdy miał łóżko, biurko i szafkę. Były stare łóżka i szafki, które przypominały lata 80/90 i „meblościanki”. Po urządzeniu i mieszkaniu pół roku, było mi tam dobrze i przytulnie. Mieszkałam w mieszkaniu, gdzie były dwa trzyosobowe pokoje z kuchnią i toaletą. W pokoju byłyśmy we dwie, a toaleta była sprzątana raz w tygodniu prze panią sprzątaczkę, która również dbała o porządek schodów i klatek schodowych. Później ze względu na remont mojej klatki przenieśli mnie do innego mieszkania w akademiku – w tym samym stanie, ale był to maj, zbliżał się koniec roku, więc mieszkanie miałyśmy prawie tylko dla siebie. W Czechach rok akademicki kończył się ok 20 czerwca, ale ja zostałam do 10 lipca, ze względu na Festiwal Rock For People. Wówczas na ostatnie 2 tygodnie przeprowadziłam się do akademika Uniwersytetu Karola, i to był koszmar. Łazienki były czystsze niż pokoje, z których odpadał tynk, odchodziły tapety. Było tam obskurnie.

W akademiku nie było stołówki, była na głównym wydziale. Nie pamiętam, żebyśmy mieli jakieś zniżki czy gratisy. Opieka medyczna była darmowa, skorzystałam z niej podczas przeziębienia. Lekarz dla studentów zagranicznych przyjmował w akademiku Uniwersytetu Karola, trafiłam tam chyba nawet bez kolejki. Zostałam zbadana i otrzymałam receptę.

Życie studenckie

Hradec Kralove to względnie małe miasteczko, przyrównując do polskich warunków – powiatowe. Były tam dwa główne kluby, 2 pozostałe dogorywały i nikt z Erasmusów tam nie chodził. W klubie Level było bardziej elegancko i czysto, niż w 21. Ten ostatni, z tego co wiem, został zamknięty. W nich na zmianę działy się niektóre z naszych imprez (tematyczne, z okazji świąt etc), np. King of Pubs. W nim też można było dostać kartę stałego klienta, jak można się domyślić miał ją prawie każdy z nas. Najlepsze imprezy odbywały się w akademikach, gdyż w większości w mieszkaniach Erasmusowców, mieszkali tylko oni. Przed akademikiem było miejsce na grilla, więc wiosną grillowaliśmy i graliśmy w karty. Oprócz tego pod miastem była wioska w której było jezioro, więc tam też jeździliśmy na pikniki. Dodatkowo w niektórych parkach miejskich były rozstawione stanowiska do robienia grilla, więc studenci również z tego korzystali. Jeździliśmy też ekipami na 1-2 dniowe wycieczki po Czechach, np. do Ołomuńca, Brna czy Pragi. Byliśmy też w Budapeszcie, Wiedniu i Bratysławie. Studenci spoza Unii latali do Włoch i jeździli do Polski (była nawet wycieczka do Krakowa). Często chodziliśmy wspólnie na obiady lub kawę i oczywiście do pubów! A od maja całe dnie (wolne) spędzaliśmy na miejskim basenie! Tam była najlepsza zabawa bez alkoholu!

24879045_1538389299562183_343930394_o

Stypendium a potrzeby

Nie udało mi się odszukać szczegółowych danych, ale moje stypendium wynosiło ok. 300-400 euro. W tym czasie otrzymywałam również stypendium naukowe, więc łączna kwota wystarczyła. Nie musiałam specjalnie oszczędzać. Koleżanka z Polski, która miała tylko stypendium Erasmusowe, musiała się wspomagać oszczędnościami. Najtrudniejsze było to, że na samym początku trzeba było opłacić akademik z góry. Czechy wcale nie są tanie, gdyż większość artykułów ma albo podobne ceny albo o połowę wyższe, szczególnie podstawowe produkty spożywcze.

Zalety i wady studiowania w Hradec Králové

Wady:

Nie wada, ale sposób percepcji innych osób, która jakby ujmowała mi tego, że dostałam się na Erasmusa: blisko, powszechnie znany kraj Polakom, przez co mało prestiżowy i „mało sexy”. Jak mówię, że studiowałam w Czechach, to 90% osób jest pewna, że w Pradze, a druga cześć, że w Brnie.

Zalety:

Nieważne gdzie, ważne z kim – poznałam tam wspaniałych ludzi, odbyłam cudowne darmowe lekcje socjologii czy historii.

Poznanie innego, mimo, że już dobrze mi znanego kraju (rodzice mają znajomych na Morawach, od dziecka spędzałam tam co drugie letnie wakacje) od podszewki

Wspaniali ludzie – Czesi są bardzo otwarci, zabawni, bezpretensjonalni i bezwarunkowo pomocni

Puby otwarte od rana ? ludzie siedzieli w nich, wtedy, kiedy ja jechałam na poranne zajęcia

W Hradec Králové był basen, parki, sprawna komunikacja miejska, pociągi jeździły zarówno w kraju jak i poza granice. Małe miasto ale kompaktowe – z kinem, teatrem i centrami handlowymi. Odbywały się w nim festiwale i imprezy (Festiwal Sztuki Teatralne czy muzyczny Rock For People)

Gdzie na Erasmusa? Paryż, Francja

Wspomina Ania Kitowska, obecnie Communications Manager w branży IT:

Rok –
2012/2013

Kraj – Francja (Paryż)

Uczelnia – Sorbona (a konkretnie Sorbonne Nouvelle Paris 3)

Kierunek – filologia angielska

paris

Sposób organizacji studiów

Z racji tego, że na Erasmusa wyjechałam na samym końcu studiów, we Francji uczęszczałam jedynie na 4 przedmioty więc nie mam ogromnej próby badawczej.

Liczebność grup, organizacja samych zajęć była podobna do tego, co znamy z Polski. Dużym zaskoczeniem był dość niski poziom władania językiem u studentów – poznańska filologia jest językowo dużo mocniejsza. Nie spodziewałam się też tego, że część zajęć na anglistyce będzie odbywać się całkowicie po francusku, nie po angielsku.

Ciekawą sprawą było to, że większość nauczycieli akademicki na początku roku akademickiego tworzyło swój “podręcznik” – zbiór tekstów, które studenci mieli przeczytać w nadchodzącym roku. Pozwalało to przeżyć semestr bez “kserówek”.

Ocenianie było zazwyczaj w skali od 1 do 20 (i na podstawie tej punktacji wystawiano ocenę). Rozczarowaniem było to, że mimo stosunkowo niskiego poziomu trzeba było bardzo się postarać żeby uzyskać dobre oceny, zwłaszcza w bardzo subiektywnych sytuacjach – prezentacji ustnej czy eseju. Dla niektórych wykładowców 14/20 (nasza polska “trójka”) było bardzo wysoką oceną, przyznawaną wyróżniającym się studentom.

Znane nam ze szkoły testy wiedzowe (krótka odpowiedź na pytanie) wypadały wśród lokalnych studentów też raczej kiepsko. Kiedy na jednym teście z historii Wysp Brytyjskich uzyskałam 18 punktów, otrzymałam od wykładowczyni maila z pytaniem czy może skserować moją pracę i dystrybuować innym studentom – taka to była anomalia 😉

Uczelniana administracja wymaga znajomości francuskiego (lub sporego szczęścia), często trzeba coś załatwiać.

Warunki socjalne

W Paryżu znajduje się sporo akademików i mają one bardzo przyzwoite warunki. Niestety, mimo starania się o miejsce bardzo wcześnie, nie otrzymałam pokoju w żadnym z nich. W mieście znajduje się sporo akademickich stołówek z przystępnymi daniami. Nie wiem nic o opiece medycznej na miejscu – w przypadku choroby diagnozowałam się w aptece prosząc o leki na poszczególne dolegliwości.

Życie studenckie

W Paryżu istnieje kilka organizacji dla studentów, które organizują imprezy integracyjne, czy nawet wyjazdy poza miasto. Głównym punktem kontaktu jest Facebook. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że przez ogromne rozmiary miasta, życie studenckie nie koncentruje się w jednym miejscu – trzeba wykazać się inicjatywą (i chęcią podróżowania) żeby w nim aktywnie uczestniczyć.

paris2012

Stypendium a potrzeby

Stypendium wynosiło ok. 500 euro. Wystarcza to na wynajem pokoju (ok 400 e), bilet miesięczny (ok 75e) – na życie zostaje 25 euro. Zdecydowanie polecam pooszczędzać przed wyjazdem i przeprowadzić dokładny research cen w interesujących nas lokalizacjach (i opinii na temat tych lokalizacji).

Zalety i wady studiowania w Paryżu

Największą zaletą studiowania w Paryżu jest sam Paryż. Fakt, że podczas codziennego spaceru na uczelnię mijasz katedrę Notre Dame czy Panteon potrafi wynagrodzić wiele niedogodności.
Tak się składa, że największą wadą studiowania w Paryżu jest… również Paryż. To ogromne miasto, ze wszystkimi tego konsekwencjami i zagrożeniami. Sporą barierą są również ceny i odległości. Ale jadąc strasznie długo tym metrem za 75 euro, od czasu do czasu wyjeżdża się na powierzchnię, a tam miga światełkami Wieża Eiffela, więc nie można się specjalnie na Paryż dąsać.

To nie koniec!

Mam nadzieję, że wypowiedzi moich dzisiejszych gości pomogły wam poznać więcej „zakulisowych” informacji o wyjazdach na zagraniczne studia. Na blogu pojawi się jeszcze kilka opowieści z tej serii. Jeśli więc chcielibyście opowiedzieć mi o swoich doświadczeniach na Erasmusie i pomóc innym odpowiedzieć na pytanie dokąd warto wyjechać – dajcie znać! Podzielcie się też swoimi wspomnieniami ze stypendiów w komentarzach.

Komentarz ( 1 )

  • Kasia Motyka Kocikowa Dolina

    Wszystko jedno gdzie uda się wyjechać… ważne by w ogóle skorzystać z takich możliwości.
    To wspaniałe doświadczenie i ogromna szansa poszerzenia horyzontów, poznania innej kultury i spotkania cudownych ludzi.
    Piszę na podstawia doświadczeń mojej córki i jej przyjaciół.
    Wspaniały wpis Danusiu. Pozdrawiam ciepło.