Zbliża się nowy rok szkolny, może dla twojego dziecka jest to rok egzaminacyjny? Trzeba się do niego bardzo dobrze przygotować. Jeśli chcesz mu pomóc w rozwoju edukacyjnym, przeczytaj uważnie ten wpis, ponieważ ja nie polecam korepetycji, które być może planujesz. Tak, wiem, są korepetycje świetne, czasami bardzo potrzebne. Bywają korepetytorzy znakomici – mądrzy i refleksyjni. Sama takich znam i… polecam, ale instytucja korepetycji wymaga szczegółowej analizy.
Jestem przeciwniczką korepetycji (co ogólnie wiadomo), a za ten korepetycyjny boom, który obecnie obserwuję winię przede wszystkim rodziców. Oni oczywiście nie zdają sobie sprawy, że wyrządzają dzieciom krzywdę, chcą dla nich jak najlepiej. Wydaje im się, że jeśli dodatkowo opłacają korepetycyjną usługę – wartość ich wsparcia jest szczególnie wysoka.
W kształceniu jakich umiejętności i postaw mogą przeszkadzać korepetycje?
w planowaniu uczenia się
Niestety, to zazwyczaj korepetytor dzieli materiał na części, rozplanowuje pracę na poszczególnych lekcjach i zadaje zadania do zrobienia. Uczeń jest w tym przypadku tylko realizatorem planu. Oczywiście doświadczony nauczyciel wie najlepiej, jak rozplanować siły podczas kolejnych tygodni i miesięcy, w jakiej kolejności powtarzać, aby uczenie się było logiczne i jak najbardziej efektywne. Ale w tym przypadku uczeń nie posiądzie jednej z najważniejszych umiejętności, potrzebnej mu w dorosłym życiu, jaką jest planowanie uczenia się. Więcej o tym, czego warto uczyć młodych ludzi przeczytasz w moim poście Kompetencje przyszłości – czyli czego powinna uczyć polska szkoła.
zwalnia z odpowiedzialności za własne uczenie się
Uczeń, wykonując polecenia ma poczucie dobrze spełnionego obowiązku i gdy coś pójdzie nie tak jak oczekiwano, za porażkę wini korepetytora, egzaminatora, nauczyciela – ale na pewno nie siebie. Moi uczniowie podkreślali, że lubią korepetycje, ponieważ to wyznaczony czas na uczenie się i wykonywanie zadań domowych, po którym już nic nie muszą robić.
Korepetycje dają im złudne wrażenie, że wszystko już wiedzą, nie potrzebują dodatkowej pracy. Tracą też czujność rodzice przekonani o właściwej opiece edukacyjnej.
w samodzielnym dochodzeniu do rozwiązań
Kiedy uczeń nie potrafi rozwiązać zadania, czujny korepetytor jest na wyciągnięcie ręki i od razu śpieszy z pomocą. Pokaże, jak należy je rozwiązać i szybko problem znika z oczu. Dla młodych ludzi, którzy są niecierpliwi, to dodatkowa wartość “korków”. W dodatku czasami korepetytor pozwala na zdalny kontakt poza zajęciami – co daje im duże poczucie bezpieczeństwa. Szkoda, że szkoła nie wypracowała jeszcze takich rozwiązań.
w szkolnym uczeniu się (zanim zaczniesz kontestować, doczytaj do końca)
Korepetycje stanowią zazwyczaj opozycję w stosunku do szkoły. Bo ta “jest niewydolna”, “nauczycielowi się nie chce albo nie umie”, “nie jest w stanie w dużej klasie zająć się problemami pojedynczego ucznia”.
Bywa, że korepetytor, chcąc uwiarygodnić swoją rolę stosuje manipulacje, które deprecjonują szkołę i uczącego nauczyciela:
- “naprawdę? dopiero taki temat? jak wy się wyrobicie z całym materiałem do końca roku” (tu przewracanie oczami)
- “takim sposobem pani kazała wam robić takie zadania? pokażę tobie łatwiejszy – kto dzisiaj tak uczy?”
- “tylko 0,5 pkta dostałeś? ja postawiłabym za to rozwiązanie co najmniej 1 pkt”
- “pani znowu chora? powinni dać wam w szkole zastępstwo”
Często uczeń, po takiej dawce negatywnych opinii, sam umacnia się w przekonaniu, że chodzenie do szkoły jest stratą czasu. I coraz mniej korzysta z oferty szkoły.
Kiedy korepetycje są niezbędne?
Warto więc bardzo poważnie się zastanowić czy korepetycje dziecku są naprawdę potrzebne. Poniżej wskazuję kilka sytuacji, w których rozważenie korepetycji ma sens:
- kiedy nasze dziecko ma trudności i inne sposoby (np. pomoc koleżeńska) zawiodły,
- kiedy nasze dziecko dość długo było chore, leżało w szpitalu i nie jest w stanie poradzić sobie z pewną częścią materiału.
W obydwu przypadkach lekcje z zewnętrznym nauczycielem są doraźne i zaniechane po ustabilizowaniu się sytuacji.
Jest jeszcze jedna sytuacja, gdy korepetytor bywa potrzebny. To czas przygotowania się dziecka do egzaminów, a korepetytor jest egzaminatorem i jest w stanie przekazać najważniejsze instrukcje związane z wypełnieniem arkusza egzaminacyjnego – również w wymiarze merytorycznym: punktowanych zapisów, odpowiedzi “wstrzeliwujących się w egzaminacyjny klucz”.
No i tutaj odezwą się przysłowiowe “nożyce”, wszak “uderzyłam w stół”. Trzeba jeszcze obowiązkowo “brać korki aby dostać się na medycynę czy architekturę”, a “język angielski” – bez dodatkowych lekcji ani rusz! Rzeczywiście niewiele wiem na temat architektury, ale z pełnym przekonaniem powiem (i mam kilka dowodów z ostatnich lat), że rozszerzoną chemię i biologię można zdać na takim poziomie, aby studiować na wydziale lekarskim, bez regularnych korepetycji. Wystarczy nauczyć się, jak się uczyć, a potem po prostu…. się uczyć.
Czy korepetytor/tutor jest potrzebny? Tak, ale tylko po to, aby konsultować maturzystę, nauczyć go paru technik uczenia się, pomagać rozplanować pracę, wskazać literaturę, przestrzec przed egzaminacyjnymi rafami, wyjaśnić trudniejsze rozwiązania.
Co ma zrobić rodzic w przededniu nowego roku szkolnego?
Usiąść z młodym człowiekiem przy stole i spokojnie porozmawiać. Czy nasze dziecko jest takie jak wszyscy? Oczywiście, że nie – jest przecież wyjątkowe! Czy chcemy, aby uczyło się mądrze czy tylko do egzaminu? Czy potrzebuje wsparcia? Jeśli tak, to w jakim zakresie?
Takie pytania z pewnością pozwolą ustalić azymut najlepszy z możliwych. Mam nadzieję, że omijający przystanek Korepetycje, przynajmniej w tradycyjnym znaczeniu.
Jakie korepetycje mogę polecić?
Korepetycje to mądry dodatek do formalnej edukacji tylko wtedy, kiedy prowadzący je nauczyciel-tutor spełnia kilka warunków:
- jest merytorycznie i metodycznie przygotowany do swojej roli,
- nie ocenia szkoły i uczącego nauczyciela przy uczniu,
- nie kontestuje metod pracy nauczyciela, a ewentualnie stara się propozycje szkolnego nauczyciela wyjaśniać, rozwijać,
- pomaga w planowaniu uczenia się (ale nie planuje niczego za ucznia),
- nie daje gotowych rozwiązań, tylko wskazówki do kolejnych kroków w rozwiązaniu,
- przekazuje odpowiedzialność za uczenie się samemu uczniowi.
W artykule dużo napisałam o tym, że wystarczy umieć się uczyć by poradzić sobie na edukacyjnej drodze. Ale nie oszukujmy się, większość osób nie potrafi się uczyć. A szkoła w tym względzie również nie zawsze jest pomocna. Warto temat zgłębiać samodzielnie, na rynku dostępnych jest wiele książek, na moim blogu również pojawiają się podpowiedzi. A umiejętność skutecznego uczenia się przydaje się w każdym wieku
realia sa inne. Ci, ktorzy nie biora regularnych korkow pisza egzmainy slabiej. Nie dostaja sie na wymarzine studia. Oczywiscie sa wyjatki, ale one tylko potwierdzaja regule. 90% studentow dziennych, panstwowych uczelni brali regularne lekcje dosatkowe przed maturami. W ostatnim roku 90% bioracych korki przed egzaminem osmoklasistow dostalo sie do wybranego liceum. Ci co sie nie dostali nie brali lekcji, napisali slabiej egzaminy. Pani napisala idealy, sprawdza sie to w Finlandii. Nie u nas. Nie teraz i nie w najblizszej przyszlosci
Rozumiem, że opinia zależy od doświadczenia w tym względzie. Nie do końca się zgodzę z uogólnieniem, że gdy młodzi ludzie nie „biorą korków” – słabiej piszą egzaminy. To stereotyp, który jest powtarzany (niestety!) przez uczniów i ich rodziców. To oczywiście także dowód braku zaufania do szkoły. Reakcja na ostatnie wydarzenia w szkołach tę negatywną opinię pogłębiła. A edukacja wymagałaby kilku zasadniczych zmian, które przyczyniłyby się do odbudowania jej wizerunku. A czy jestem idealistką? Na pewno nie – sama udowodniłam, że jestem w stanie tak wesprzeć uczniów w szkole aby zdali maturę na poziomie rozszerzonym na najwyższym poziomie (87-97%) bez godziny korepetycji. Ale najpierw i oni i ich rodzice musieli mi zaufać, a potem uczniowie wziąć odpowiedzialność za swoje uczenia się – planować powtórki i je konsekwentnie realizować. A to wymaga niebywałego hartu ducha i wielkiego wysiłku. Ale za to zdobywa się umiejętność kluczową: umiejętność uczenia się i to na całe życie.
Ideą korepetycji jest pomoc przy rozwiązaniu, wytłumaczeniu najtrudniejszych zagdanień, który na zajęciach nie było czasu rozwiązać, bądź nauczyciel nie miał na to ochoty czy zdolności dydaktycznych. W niczym to nie zaburza procesu nauki.
Przez wiele lat prowadziłem korepetycje z matematyki dla studentów i powiem jedno. Potrzeba korepetycji prawie zawsze wynikała z niechęci prowadzących do rozwiązania najtrudniejszych zadań, by studia były trudne a ludzie bali się matematyki. Zatem sami sobie jesteście winni nauczyciele.
Pozdrawiam dydaktyków z powołania 🙂
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że korepetycje można stosować doraźnie i w określonych przypadkach, tak by pomogły rozwiązać dany problem a nie stały się integralną częścią kształcenia na równi ze szkołą. Co innego nauka samodzielna 🙂 Dzięki temu możemy zdobywać wiedzę poza szkołą, i cieszyć się z nabywania np, umiejętności praktycznych.
Pozdrawiam mega pozytywnie
Drodzy internauci >NAUCZONEJ< Podzielę się, refleksją w poruszonym temacie, mimo, że naukę a i nauczanie mam już za sobą. Będąc w pierwszej klasie szkoły średniej (technikum), wszyscy uczniowie w klasie mieli same piątki z matematyki, chociaż w większości na nie nie zasługiwali. Młoda nauczycielka, nie radziła sobie z niewiele młodszymi od siebie chłopcami. W drugiej klasie, objął nas, nauczyciel matematyki z tzw. dobrej, lwowskiej szkoły. Szok. Uznał, że cała klasa, kompletnie, nic nie umie z matematyki, na I semestr, same dwóje (w dawnym wymiarze). Krótko, stwierdził, że nie znamy podstaw z matematyki na poziomie, ówczesnej, 4/5 klasy podstawowej (chodziło, głównie o ułamki). Nakazał nam, bezwarunkowo w okresie ferii świątecznych, odnaleźć podręczniki z tych klas i uczciwie przerobić ten materiał. Osobiście, się do tego solidnie zabrałem i jak pamiętam, dobrze zrozumiałem problem braków. Jako jedynego pan profesor, zaczął mną się posługiwać przy tablicy do objaśniania, następnych, jeszcze nie przerabianych rozdziałów matematyki. Przywoływany do tablicy, szedłem – wystraszony i spocony, że mam rozwiązywać zadania na tablicy dla wszystkich, bez uprzedniego przygotowania. Wspaniały nauczyciel, jak dziś widzę, już stosował technikę nauczania aktywnego, wyzwalającego nabytą wiedzę do rozwijania kolejnych etapów. Odtąd bardzo polubiłem matematykę, była, poprzez łatwo zdaną maturę, trampoliną dalszego kształcenia, drogi zawodowej a także rozważnej, pomocy rodzicielskiej. Podpowiedzi NAUCZONEJ, uznaję jako bardzo cenne i przydatne wszystkim zainteresowanym. Ps. moja refleksja, jest też potwierdzeniem o "złudnym" i "bezrozumnym" korzystaniu z korepetycji, bo głównie nietrwałym, przyswojeniem wiedzy. Bardziej jest koniecznością ograniczania jej, jedynie do wskazanych, niezbędnych przypadków. Pozdrawiam Andrzej