Na kolonii najbardziej lubiłam gdy padał deszcz…
czyli od kolonijnej stołówki do graphic recordingu
Na kolonii, gdy padał deszcz, zaraz po śniadaniu, pomagaliśmy zbierać talerze po kanapkach z dżemem i zupie mlecznej, wycieraliśmy ceratę stołów, aby rozpocząć zajęcia plastyczne. Ja byłam w tym zadaniu szczególnie gorliwa, bo po prostu nie mogłam się doczekać rysowania.
Zawsze lubiłam rysować, nawet marzyłam o liceum plastycznym, ale do najbliższego w Koszalinie było aż 130 km. Chodziłam na kółko plastyczne w domu kultury i rysowałam dla siebie. W ósmej klasie wykonałam pierwszy „graphic wall” w swoim pokoju. Nie mam zdjęcia, ale wyglądało to mniej więcej tak:
Szkoła średnia i studia, nie służyły rysowaniu, chociaż nie powiem, że nie było wtedy kolorowo.
Uczenie się chemii było bardzo czasochłonne, niezliczone “laborki” skutecznie ograniczały inną aktywność, a kreatywność na papierze sprowadzała się do zapisywania równań czternastu metod otrzymywania aminokwasów w różnej kolejności. Prawdę mówiąc same wzory chemiczne mogłyby stanowić bank ikon do sketchnotingu, a znienawidzone terpeny ożywały, gdy tylko przymknęło się oczy. Na dowód, poniżej zapisałam jeden wzór chemiczny, a powstała cała historia:
Kiedy zaczęłam uczyć w szkole, wizualizowanie i metafory były już powszechną praktyką w wyjaśnianiu trudniejszych zagadnień. Moi uczniowie pewnie pamiętają zapisywanie konfiguracji elektronowych w oparciu o rysunek kina, wyjaśnianie teorii podstawników przy pomocy schroniska (cudny benzen!) i różnych osobowości kierowników schronisk, czy też zmiany kształtu orbitali molekularnych na podstawie rysunku z „Małego Księcia” gdy wąż zjadł słonia.
Wkrótce rysowali już sami uczniowie, mając za zadanie graficzne przedstawienie różnych zagadnień, np.: rola wody w organizmie człowieka, znaczenie witaminy C czy wpływ tłuszczów na żywy organizm. Jedną z takich prac odtworzyłam w notatce graficznej „Słownik myślenia wizualnego”. W prawym dolnym rogu przedstawiono wpływ tłuszczów na żywy organizm – a autor tej żartobliwej graficznej koncepcji jest dziś poważnym doktorem chemii.
W domu nie było za dużo okazji do rysowania, ale na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy w sklepach papierniczych trudno było dostać coś inspirującego, nabyłam arkusze folii samoprzylepnej w 3 kolorach: zielonym, żółtym i czerwonym, a potem okleiłam nią meblościankę “Złotowianka” – czyniąc z niemodnego mebla, szykowny dziecięcy regał. Każde drzwi regału otrzymały swój znak graficzny: Kubuś Puchatek, piesek, biedronka itp. Pamiętam, że gdy w dniu premiery mojego artystycznego dziełka zrobiło się nagle na długo cicho w pokoju Ani, pomaszerowałam sprawdzić co się dzieje. A moje dziecię siedziało na kuchennym taborecie naprzeciwko mebla i wpatrywało się weń wytrwale. Zapytałam: “Co się stało Aniu?”, na co 2-3-latka z wielką powagą skonstatowała: “jeszcze nic takiego w życiu mnie nie spotkało”.
Później gdy Ania dorastała, rysowałyśmy już często razem, ale córka z pewną nieśmiałością. Kiedyś uprosiła, abym narysowała jej coś do szkoły (tak, tak, wiem, ale czy nigdy tego nie zrobiliście?). Kiedy dumna prezentowała nauczycielce swoje/nieswoje dzieło usłyszała: “nie umiesz rysować, zupełnie jak twoja matka”. Odtąd Ania nie rysuje.
Notowanie graficzne
Kilkanaście lat temu w Stargardzie Szczecińskim spotkałam Agatę Baj, która zauroczyła mnie mapami myśli. Odtąd mapowanie był nieodłącznym elementem mojego życia nie tylko zawodowego (Blog Nauczona – Co igrzyska olimpijskie mają wspólnego z trenowaniem pamięci ). Kilka lat później w internecie znalazłam pierwsze prace ze sketchnotingu – zachwyciłam się. Zbierałam przykłady, rysowałam a uczenie notowania graficznego dołączyłam do oferty szkoleniowej – dla uczniów, studentów, nauczycieli, a nawet dla przedstawicieli biznesu.
Wtedy też, córka – Ania podesłała mi linki z konferencji w Stanach Zjednoczonych, gdzie graphic recorderzy dokonywali (właściwe słowo!) graficznego ich zapisu na dużym formacie. Byłam tym zachwycona i myślałam po cichu o tym jak świat cudownie zwariował, żałowałam tylko, że to nie u nas.
Wszystkie moje nauczycielki
I wtedy natrafiłam w internecie na Nią, niewiele starszą od mojej córki – Klaudię Tolman. Klaudia nie tylko robiła świetne rzeczy, ale też bezinteresownie dzieliła się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi, ściągała książki z Berlina, podpowiadała, prostowała, gdy zrobiło się jakiś głupi “fakap”. Dla mnie bardziej niż nauczycielką myślenia wizualnego (tu już byłam ukształtowana) stała się przykładem, że w tej dziedzinie, gdy się bardzo chce, można pasje łączyć ze sposobem na życie i że jest tu jeszcze wiele do wykreowania. Udało mi się znaleźć na swojej drodze rysowania jeszcze wielu nauczycieli – Gabrysię Borowczyk, która zatrzymała moją pędzącą kreskę i sprawiła, że każdy GR rozpoczynam od projektu graficznego na małym formacie. „Tę linię” podtrzymuje moja codzienna mentorka co to i kawę zaparzy, kolory połączy i życie w kategoriach smaku i estetyki ubierze – Kasia Kwaśnik. Najbliżej estetyką i stylem mi do Jadźki – czyli Natalii Klonowskiej, która znów bardzo młoda, ale dojrzała kreatywnością, przyglądam się temu co robi z najwyższą uwagą. Podziwiam konsekwencję Eli Curyłło i otwartość Edyty Madej. Zachwyciłam się Gadatkam – dziś Rysowienie (Ania Kędzierska), podziwiam entuzjazm Agaty Jakuszko-Sobockiej i prace Oli Krawczyk. Wzorcem estetycznym są dla mnie prace Anny Szczepkowskiej, ale to jeszcze przede mną;) Wśród rysujących Pań jest jeden aktywny mężczyzna – Piotr Poznański, który imponuje mi próbami poszukiwania (i trochę też budowania) teorii do praktyki którą uprawiamy.
W międzyczasie wspólnie z Agnieszką Halamą stworzyłyśmy projekt Szkoła Praktyków Wizualnych. Wielostopniowe wtajemniczenie wciągnęło już wiele osób, a niektórzy z naszych niegdysiejszych kursantów robią to dzisiaj w sposób znakomity – ucząc innych. Ewelina Protasewicz (Rysopisy) już dawno powinna ilustrować książki, podglądam jej rysowanie tylko hobbystycznie, bo to rysowanie poza moim zasięgiem. Jedna z dwóch najbardziej perfekcjonistycznych osób jakie znam – Karolina Skotarczak-Dobrzyńska (BAZGROlina) dostarcza mi nieustannie inspiracji i niebawem coś wspólnego wykiełkuje. Joasia Wierzbowicz, która pasje rysunkowe wykorzystuje wszechstronnie w różnych atrakcyjnych połączeniach. Kasia Wilk w piękny sposób zaprasza na swoje szkolenia – wyobrażam sobie ile fajnych rzeczy chowa się pod takim zaproszeniem. Kilkunastu wykształconych w Szkole Praktyków Wizualnych trenerów w pracy z uczniami, pokazuje mi ciągle nowe ścieżki. Świetne jest to, że działamy na dużej dawce entuzjazmu – nie widać dąsów i cienia konkurencji.
I ciągle się uczymy od siebie wzajemnie, wyznając zasadę: “przebywam tylko wśród takich ludzi od których mogę się czegoś nauczyć” (Austin Kleon, Twórcza kradzież, 10 przykazań kreatywności).
A ja przy okazji dokonałam facebookowej inwentaryzacji koleżanek i kolegów ze społeczności rysujących, którą będę rozwijać 🙂
Piękne zestawienie nauczycieli:) Również ich wszystkich podziwiam i inspiruje się nimi 🙂
Bardzo miło mi przeczytać, Twoją historię i nas w niej znaleźć 🙂 Dla porządku dodam, że bez Maćka Cichockiego rysowanie nie istniałoby 🙂
Pozdrowienia!
Ania z rysowienie.pl
Kłaniam się i czapkę chylę z głowy. Coś wspaniałego mieć nauczyciela z takimi pasjami i talentem. To co wychodzi spod Pani ręki jest naprawdę wspaniałe i… urocze. Tak to chyba odpowiednie słowo, „piękne” brzmiało by zbyt poważnie. Gratuluje pomysłów, odwagi i takiego sposobu na siebie.
Danuta, cieszę się być malutkim atomem w na Twojej ścieżce. Obserwuję Twoje poczynania i cieszę się, że działasz. Rób (dalej) dobrą robotę! 🙂