Poznawanie świata w prędkościach rowerowych – rozmowa z Państwem Pe

dsc_4302

Poznawanie świata w prędkościach rowerowych – rozmowa z Państwem Pe

Państwo Pe, czyli Ania i Adrian Pozierakowie, mieszkańcy Złotowa. Ania, historyk z wykształcenia, bibliotekarz w Bibliotece Pedagogicznej. Adrian, psycholog w Areszcie Śledczym. Podróżują na rowerach poznając nowe kraje, ale nie są to wyprawy po asfalcie zachodniej Europy, ale po rumuńskich Karpatach, deszczowych Indochinach, czy pustynno-sawannowych bezdrożach Afryki. Czego się nauczyli podczas poznawania świata na rowerach?

Którą z podróży wspominacie najlepiej?

Ania
Najlepiej… Każda z nich była zupełnie inna, zupełnie wyjątkowa. Ale chyba Azja była “najwyjątkowsza”. Może dlatego, że najdłuższa, że pierwsza aż tak daleko, do tak odmiennego świata.

Z kolei Afryka była od zawsze moim marzeniem – marzeniem, na które już wiem dlaczego tak długo czekałam.


Adrian
Trudno ustosunkować się w sposób oczywisty w kwestii gradacji wspomnień… Z jednej strony zawsze jako dziewicze doświadczenie wyprawowe pozostanie w głowie relatywnie krótka wyprawa Road to Hell, czyli polskie pomorze, dystans Świnoujście-Hel – dla nas jak i dla wielu to taka trasa otwierająca (lub nie) drogę do dalszej cykloturystyki. Po tych kilkuset kilometrach drogi, paru-parunastu nocach obozowania już się wie, czy to jest ten model spędzania wakacji, który nam odpowiada, czy absolutnie nie. Z drugiej strony najżywsze, najgęściej wypełnione szczegółami, zapachami, wrażeniami wspomnienia to te ostatnie. Zatem odpowiedź na takie pytanie nigdy nie będzie jednoznaczna, często zależna np. od nastroju. Teraz cały czas myślę, że te półtora miesiąca spędzone w Afryce to jedno z najważniejszych doświadczeń w moim życiu. Ale wspominając najdłuższy jak do tej pory, bo dwumiesięczny wyjazd do Azji widzę, jak to wpłynęło na mnie, jak zmieniło perspektywę mojej percepcji świata, ludzi i siebie samego. Nie wiem, jak odebrałbym Kenię i Tanzanię, gdybyśmy wcześniej nie pedałowali po Indochinach i Sri Lance, a wcześniej po Europie.

dsc_0026-1podras

Co Was najbardziej zaskoczyło ?

Ania
Ludzie! Życzliwość, pomocność i ogrom uśmiechu. Baliśmy się, w końcu zdawaliśmy się właśnie na ludzi nocując tam, gdzie zastanie nas zmrok. A oni okazali się przecudowni, zawsze oferując nam swą pomoc, gościnę, wciąż obsypując pozdrowieniami.

W Wietnamie najbardziej zaskoczył mnie widok psów-oskórowanych, gotowych do dalszej obróbki kulinarnej. Całych transportów psów, które piszczały tak, że tego nie da się zapomnieć. Psów traktowanych jako jedzenie, a nie jako przyjaciel, psów w klatkach lub na łańcuchach tak krótkich, że nie pozwalały psu nawet na obrót… Nie dało się tego oglądać ani słuchać.

W Afryce zaskoczyła mnie poligamia. Niby wszyscy o tym słyszymy, ale zobaczyć domek pierwszej żony (w takim nawet spaliśmy), zobaczyć jak taka rodzina funkcjonuje – dla żadnej kobiety to nie jest łatwe.

Bieda, bieda, bieda. Rozpoczęcie dnia od pójścia po wodę – nieraz wielokilometrowego pójścia (oczywiście zadanie dla kobiet), następnie pójścia po gałęzie na opał, bo gotuje się wciąż na ogniu (oczywiście zadanie dla kobiet); wszędobylskie osiołki, żelazka z duszą, spanie w lepiance na podłodze, ale wszystko to pośród uśmiechów i śpiewów.

Zaskoczyła nas również Sri Lanka, gdzie pojechaliśmy z przekonaniem, że Azję już znamy, już mamy trochę „oswojoną”, że jedziemy bardziej odpocząć, “wywczasować” się. A Sri Lanka okazała się tak różną od tej Azji którą znaliśmy prawie we wszystkim. I znowu zamiast relaksu i rowerowego toczenia się po oriencie, każdego dnia musieliśmy wypracowywać nowy schemat na przetrwanie, bo radzić sobie jakoś trzeba.


Adrian
Wiadomo, że wiele kwestii narzuca się od razu i ma się poczucie, jakby się dostało od świata w twarz tak dla otrzeźwienia. Od świata, który się rzekomo zna, bo są albumy, jest Google Earth, programy w tv, wszem i wobec dostępna wiedza o świecie… Ale kiedy nagle wokół roi się od palm, piachu, innej niż nasza architektury, bądź jej jedynie wczesnych (z naszej perspektywy) przejawów, kiedy wszyscy są rasy niebiałej, a ruch uliczny jest kompletnym, choć pozornym (!!!) chaosem, to czujesz się jak odkrywca, jak pierwszy człowiek na księżycu, jakby się pierwszy raz przejrzało na oczy. Takie poczucie świeżości doznań, niedopasowania, mija jednak dość szybko. Najbardziej zadziwia podejście ludzi do życia i siebie nawzajem. Tkwimy zanurzeni w kulturze europejskiej, która pomimo pozornej otwartości tak naprawdę ewaluuje inne kultury, a w zakresie moralności dąży nawet do zdominowania, zakładając swoją absolutną wyższość. Taki ogólny kwantyfikator narzuca nam pewien sposób percepcji, liczne uprzedzenia, a i też, co za tym idzie, wstępną ocenę. Z takim właśnie podejściem tam się nie spotkaliśmy.

Wielokrotnie chcąc rozstawić namiot na jedną noc sypialiśmy przy obiektach kultu, w buddyjskich pagodach, w muzułmańskich wioskach, świątyniach wyznań, których do dziś nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. I w zasadzie tylko w około-chrześcijańskich obiektach pytano nas jakiego jesteśmy wyznania, jakby od tego uzależniano udzielenie nam schronienia.

Kolejne zaskoczenie to kuchnia. Wszędzie inna, inspirująca. Kuchnia lankijska, pozostająca pod znacznym wpływem indyjskiej, po prostu zmiata z ziemi. Gotowe jedzenie jest dość tanie i dość łatwo osiągalne. A ostrość powalająca, nawet dla osób o dość wysokim poziomie tolerancji na kapsaicynę. Polskie sosy bywają gęste od mąki, a lankijskie curry od przypraw. A teraz wyobraźcie sobie dosypanie do rosołu cukru i dodanie soku z cytryny lub limonki – my do dziś uwielbiamy orientalne zupy w designie wietnamskiego pho.

dsc_4230

Kiedy byliście najbardziej z siebie dumni?

Ania
Po każdorazowym powrocie do domu:

  • Że WRÓCILIŚMY
  • Że się UDAŁO
  • Że nic nam się NIE STAŁO
  • Że dałam radę mimo wszystko
  • Że się nie poddaliśmy, mimo wszystkich okropnych sytuacji

Bo tyle razy były takie sytuacje, że mogliśmy nie wrócić!

W trakcie drogi, kiedy zaliczyliśmy:

  • Pokonanie przeogromnych Wietnamskich gór
  • Kąpiel w kambodżańskiej łazience – czyli w bagnie z różnymi „stworzaczkami”
  • Pokonanie prawie 1000 pustynno – sawannowych przestrzeni, gdzie wody było zawsze za mało, o resztkach sił


Adrian

Kiedy myślę o naszych wyjazdach raczej nigdy nie pojawia mi się w głowie, czy sercu poczucie dumy. W sensie, że ani racjonalnie, ani emocjonalnie konstrukt „dumy” nie wpisuje mi się w nasze jeżdżenie. Bo nie jedzie się, przynajmniej ja nie jeżdżę, ażeby być z siebie dumnym. Nie jest nawet skutkiem ubocznym. Pojawia się poczucie samozadowolenia, może czasami spełnienia, a na pewno radości, szczęścia. Pamiętam, że przed wyjazdem do Azji myślałem, że jeśli pojedziemy i wrócimy, i wszystko będzie ok, że zrobimy ten wyjazd to już w zasadzie nie będzie granic, że cokolwiek sobie wymyślimy – będziemy w stanie to zrealizować. Ale tak mam przed każdym większym wyjazdem.

Z drugiej strony często ludzie pytają, ile przejechaliśmy kilometrów, a jaki dystans dzienny, jak budowaliśmy kondycję – jakby miał to być jakikolwiek wyznacznik zrealizowania planu, poczucia osiągnięcia czegoś. A to zupełnie drugoplanowa sprawa.

dsc_7445

Czego nauczyliście się podczas podróży do Azji, Afryki?

Ania

  • Cieszenia się drobnymi rzeczami
  • Nie przejmowania się „pierdołami”
  • Nie ma, że się nie da – musi się dać
  • Widzenia rzeczy, których nie dostrzegałam
  • Pokonywania własnych słabości – płacz/krzyk/łzy – wyboru nie ma

Że bieda, brak wody, butów i łazienek sprawiają że jesteśmy szczęśliwsi. Niektórzy z nas pogubili się trochę w pędzie codzienności. Brak pogoni za pieniędzmi, za nowinkami sprawiają, że życie płynie wolniej, milej, dostrzegalniej, że ludzie się kochają, szanują.

Żyjemy w świecie, gdzie często nawet nie wiemy, jak nazywają się nasi najbliżsi sąsiedzi, czym się zajmują… Mamy setki fejsowych znajomych, których na ulicy mijamy obojętnie odwracając wzrok – tam ludzie żyją wspólnie.

Przed wyprawą ludzie często nam mówili: Po co tam jedziecie? Po co ryzykujecie? Szukacie guza! Już pierwszej nocy tak bardzo wiedzieliśmy, że mieli rację. Choć było warto. Spodziewaliśmy się wszystkiego, a wszystko, co nas spotkało okazało się o “wiele, wiele bardziej”, aniżeli mogliśmy przypuszczać. Nastawieni na noclegi “na dziko” pod namiotem byliśmy zszokowani tym, jak bardzo Azja jest zaludniona, każdy zdatny do zamieszkania skrawek był zajęty przed domostwa – namiotu nie było gdzie postawić! Wszędzie domy, pola ryżowe lub dżungla.


Adrian

Nasuwa się jedno słowo: minimalizm. Bez względu na to gdzie i na jak długo jedziemy ograniczamy swój ekwipunek do rzeczy niezbędnych. Takich, których nie możemy kupić, tam dokąd jedziemy. Z jednej strony bierzemy wszystko, co możemy, bo wiemy, że będziemy musieli polegać tylko na sobie. Z drugiej zaś mamy świadomość, że prawie wszędzie są ludzie, sklepy lub „sklepy”. Wynika to ze specyfiki sposobu naszego podróżowania: jedziemy na rowerach, czyli chcemy wozić ze sobą jak najmniej, bo każdy dodatkowy gram waży, a z każdym przejechanym kilometrem „waży coraz więcej”. Jeśli wyprawę zaczynamy w miejscu, do którego musimy dotrzeć samolotem, to mamy ograniczenia bagażowe. Lecąc na dwa miesiące do Indochin nasz bagaż na osobę nie mógł przekroczyć 21kg (w tym oczywiście rower ok. 12-13kg i waga samych sakw), zatem wiele ze sobą nie mogliśmy zabrać. Zresztą z czasem człowiek się przyzwyczaja, że bez względu, czy się jedzie na weekend pod namiotem, na dwa tygodnie, czy kwartał – to pakujemy w zasadzie to samo.

Kwestia druga, to „dystans”. Umiejętność patrzenia na siebie, swoje życie i innych z dystansu, z perspektywy, o którą trudno tkwiąc w codziennym kieracie ludów cywilizowanych, za jakie zwykliśmy się uważać. To nie jest tak, że jedynym co się dostrzega przemierzając przez czas krótszy lub dłuższy np. Kambodżę, czy Tanzanię to pozytywne aspekty posiadania w domu bieżącej wody, sanitariatów, miliona kanałów w tv i możliwości zakupu siedemnastu rodzajów musztardy w każdym dyskoncie. Człowiek uczy się zupełnie inaczej postrzegać czas, obowiązki, radość.

Nowe plany?

Ania

Afryka dała nam tak bardzo w kość, tak bardzo się cieszyliśmy i cieszymy, że wróciliśmy, że stwierdziliśmy, że to ostatnia nasza taka podróż, że nie warto tak bardzo ryzykować. Ale już po tygodniu zaczęło się błądzenie palcem po mapie. Dokąd tym razem?
A może już na stałe? ☺

Adrian

Póki co, planów nie mamy. Może musimy trochę odpocząć. Ale jest tyle miejsc na świecie…

dsc_2822

Co poradzilibyście tym którzy chcą wybrać się na podobną wyprawę?

Ania
Nie planuj niczego zbyt dokładnie – i tak każdego dnia sytuacja się tak zmienia, kierunki drogi się zmieniają – nigdy nie jest tak, jak zaplanowaliśmy to w domu na kanapie.

Podróżuj tam, gdzie dzień cię poniesie – zrezygnuj z drogich hoteli, restauracji – w taki sposób na pewno nie poznasz kraju! Wyjedź z miast, które „tworzone” są pod turystę!

KONIECZNIE – słowo klucz! Będąc ze sobą w tak różnych, trudnych, niecodziennych sytuacjach (+ MEGA zmęczenie) dochodzi czasem do „spięć” (mnie szukała w wyniku kłótni Lankijska policja) należy przygotować słowo klucz ratujące sytuacje! Hasło, które pozwoli na odwieszenie kłótni na potem, to czasami naprawdę ratuje dzień!

Jedź, nie poddawaj się, a zobaczysz jak to odmieni twoje życie – bo podróże kształcą – prawda?


Adrian

Może to banalne, ale każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Każdy czas jest dobry-latem, gdy dni są długie i ciepłe w zasadzie nie musimy daleko szukać. A kiedy u nas jest ponuro-to przecież są miejsca, gdzie słońca jest aż nadto. No chyba, że szukamy śniegu właśnie… Jest też mnóstwo miejsc, które chcielibyśmy odwiedzić mimo wszystko.

Śpieszmy się zobaczyć miejsca, których nie ma w Street View – tak szybko odchodzą.

Podsumowując, co wydaje Wam się najwartościowsze z poznawania świata w drodze?

Podróże kształcą. Bo kształcą! Ale nie to jest powodem naszego podróżowania. Najważniejsze czego się nauczyliśmy to nie konkretna wiedza czy umiejętności, a ugruntowanie w sobie dużego, dużeego dystansu: do siebie, pracy, naszej codzienności, całej swojej realności. Dystans i poczucie relatywizmu. Każda kolejna podróż, każde spotkanie z ludźmi nie zanurzonymi w kulturze europejskiej ugruntowuje w nas przekonanie, że można inaczej. A to, że żyjemy, jak żyjemy jest tylko naszym wyborem. Takie podejście pozwala dużo łatwiej znosić problemy i trudności. Wiadomo, że każda wiedza, umiejętność wymaga utrwalenia, a utrwala się wiedzę przez “powtarzanie” – dlatego należy co jakiś czas powtarzać doznania wyprawowe.

8 komentarzy

  • Aleksandra Ćmachowska

    Niesamowici ludzie! Z jednej strony pasja i prawdziwy podróżniczy pęd, z drugiej racjonalizm i opanowanie. Podziwiam za odwagę i to że można jeśli się chce, po prostu można! Wymaga to pracy, ale jest możliwe. Każdy kraj ma swoje jasne jak i ciemne strony np. Oskórowane psy. Jeszcze taz podziwiam!

  • Ola

    Świetni ludzie. Bije od nich pasja i pokora wobec tego, jaki świat jest wielki i jak różnorodny. Coraz bardziej mnie kusi, żeby wyrwać się podróżniczo w nieco bardziej odległe od Europy (nie tylko fizycznie) rejony, ale jednocześnie jest jeszcze trochę jest strachu. Dobrze, że są takie inspirujące wywiady 🙂

  • Rykoszetka

    Bardzo ciekawa rozmowa.

  • Doris

    Swietny, inspirujacy post 😉

  • Marcela

    miło czegoś nowego się dowiedzieć 🙂

  • Angrywaldeuszek

    Fajna sprawa, ale logistyka i już mniej.

  • Joanna/ Cosmic Flower

    Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Nieprzejmowanie się pierdołami, otwartość i wyjście poza nasze europejskie schematy myślowe podobają mi się najbardziej 🙂 Podziwiam odwagę i realizowanie marzeń w taki sposób.

  • Happiness Collection

    Genialnie opisane, az chce sie czytać, być tam i poczuć to „prawie” wszystko na wlasnej skórze 🙂