Szybki angielski – moje wrażenia po dwóch kursach

IMG_0589zmn

Szybki angielski – moje wrażenia po dwóch kursach

Uczenie się języków obcych i to w wieku średnim nie jest łatwe. Rzadko kiedy udaje nam się wytrwać dłużej na kursie stacjonarnym. Po kilku zajęciach czujemy zmęczenie, coraz bardziej stresuje nas brak postępów, który obserwujemy podczas porównania z innymi uczestnikami, uczenie się w domu staje się przykrym obowiązkiem. Kontynuujemy kurs nie mając zadowolenia z efektów albo po prostu przerywamy go do czasu kiedy kolejne “mocne” postanowienie zmobilizuje nas do podjęcia nowej próby. Ze mną było tak samo… do czasu, aż trafiłam na tzw. Szybki Angielski, czyli sposób uczenia się języka oparty na metodzie Colina Rose. Jest to sposób edukacji polisensorycznej, nastawionej na realną komunikację. Kursant raz w tygodniu spotyka się z trenerem (w grupach do 3 osób), a w dowolnym czasie pracuje na platformie online, zawierającej ćwiczenia, wymagające aktywności wielu zmysłów.

colin rose

Dwa lata temu trafiłam pierwszy raz na kurs pn. Szybki Angielski, a o swoich wrażeniach napisałam na blogu. Po pół roku wydawało się, że mam skrzydła i wreszcie przekroczę swoją granicę niemocy językowej. Moje marzenia miał zweryfikować edukacyjny wyjazd za granicę.

Ale od początku: tuż po zakończeniu pierwszego etapu kursu Szybki Angielski miałam okazję wyjechać do Hiszpanii w ramach programu Erasmus. Ponieważ formą erasmusowego uczenia się był job shadowing – okazji do posługiwania się językiem angielskim było wiele. Sam wyjazd był niezwykle rozwojowy, o czym pisałam w artykule na blogu, ale moje używanie angielskiego ograniczało  się głównie do słuchania i tłumaczenia tekstów. Ciągle bałam się odezwać publicznie. I przyznam, że czułam się bardzo zawiedziona, że moja półroczna inwestycja w kurs nie przełożyła się na komunikację.

Postanowiłam dać sobie na razie spokój z uczeniem się języka angielskiego na kursach. Nie wyłączyłam za to Duolingo – od 2 lat towarzyszy mi codziennie. To darmowa i sympatyczna aplikacja, którą włączam codziennie o 7 rano, wykonując “trzy okrążenia” – czyli trzy kolejne zadania. Zajmuje to od 5 do 15 minut w zależności od stopnia trudności, a ten jest dość przypadkowy. Po hiszpańskim niemiłym doświadczeniu ta aplikacja była moim jedynym łącznikiem z angielskim. Do czasu.

Obiecałyśmy sobie z moją partnerką z kursu, że po wakacjach ponownie będziemy się razem uczyć. Niestety, Iza ze względu na nadmiar obowiązków, musiała na razie z kursu zrezygnować. Ponieważ ja jakoś nie miałam już serca do angielskiego – było mi to na rękę. I wtedy otrzymałam ofertę kursu indywidualnego, który wydał mi się zupełnie nieadekwatny do mojego stylu uczenia się, osobowości (przejmowania się swoimi niepowodzeniami) i strachu przed angielskim (ja – sam na sam z lektorką?). Dałam się jednak namówić.

24 września 2019 rozpoczęłam drugi kurs w ramach programu Szybki Angielski, tym razem indywidualny. Początek zaskoczył mnie pozytywnie – wreszcie sama widziałam postęp, a i moja motywacja była na odpowiednim poziomie. Wielka zasługa Izy-lektorki, która wykorzystywała każdą chwilę by zachęcić mnie do mówienia.

Coraz bardziej czułam, że układa mi się w głowie i łatwiej wyciągać słówka oraz całe konstrukcje na zewnątrz. I to było chyba to przekraczanie granicy, na które czekałam wiele lat.

Jesień była dla mnie językowo przyjazna, ale zimą przyszedł kryzys i zwątpienie. Na szczęście udało się nam z nim poradzić i wyjść na prostą. A na jednej z konferencji edukacyjnych sama zainicjowałam rozmowę (o edukacji 😉 ) z norweskim prelegentem – co było dla mnie mentalnym przełomem, przy zwykle ucieczkowej postawie.

Kolejny kurs właśnie zakończyłam – certyfikat wskazuje na poziom B2. Jest się z czego cieszyć, chociaż do dobrej znajomości angielskiego droga jeszcze daleka. Na mój kolejny mały językowy sukces miała duży wpływ Pracownia Edukacji i Coachingu dostosowując terminy kursu do moich wyjazdów szkoleniowych, a gdy trzeba było organizując pracę zdalną.

Wiem już też, że nawet jeśli jest się pewnym swoich preferencji, warto skorzystać z dobrych rad i wypróbować nowe sposoby uczenia się. Dla mnie odkryciem było skuteczne uczenie się języka angielskiego indywidualnie.

 

PODSUMOWANIE

Zdecydowanie uważam, że Szybki Angielski doprowadził mnie do takiego poziomu znajomości języka, jakiego nigdy wcześniej nie posiadałam. Wiem już, że warto szukać swojego preferowanego sposobu pracy i być bardzo cierpliwym, a chwilowe zwątpienia zdarzają się wszystkim uczącym się.

Jak oceniam ten sposób uczenia się? Co uważam za zalety szybkiego angielskiego, a co za ewentualne wady?

ZALETY

  • efektywne (i atrakcyjne) metody pracy podczas zajęć stacjonarnych uwzględniające uczenie się polisensoryczne,
  • możliwość wypróbowania różnych form pracy: indywidualnej lub grupowej dostosowując ją  do indywidualnych potrzeb.

WADY

  • platforma online nie jest do końca atrakcyjna, a czasami korzystanie  z niej jest nawet utrudnione np. z telefonu,
  • w tej metodzie, jak w innych, można odczuć spadki motywacji do uczenia się, dlatego warto mieć tego świadomość i komunikować trenerce swoje problemy.

Czy i Ty uczysz się języka obcego? Jakie masz niezawodne patenty? Co możesz podpowiedzieć uczącym się? Zapraszam do dyskusji.

Brak komentarzy